Skip to main content

Dishonored to jest jedna z tych gier, w których od razu wiedziałem, że fajnie będzie robić platynę.

To zawsze wiąże się z poznaniem i potestowaniem gry w większym stopniu, niż samo jej standardowe przejście, a Dishonored właściwie tylko zyskuje przy zgłębianiu jej świata i mechanik. Chyba nie mam nic więcej do powiedzenia… A i cześć, to jest blog gry są sztuką, gdzie zgłębiamy… to znaczy, to jest ta seria, gdzie robię platynę xD Więc usiądźcie wygodnie w fotelach i zapraszam do moich pamiętników z platyny 🙂

Przypomnę jeszcze o możliwych spoilerach w związku z omawianiem późniejszych etapów gry i lecimy.

Wstęp

Ja nie wiem dlaczego w skradankowych grach jestem nieogarnięty i zawsze na starcie odwalę jakiś szajs xD Otóż gram zawsze pacyfistycznie, jeśli gra ma dwie ściężki, a już na pewno to robię, jeśli gra oferuje zerojedynkowy wybór na zasadzie „albo dobry albo zły, nic pomiędzy”. No i Dishonored taką grą jest. Ale ja mam zawsze na początku jakiś dylemat i sobie stwierdzam „aaaa zobaczymy jak to będzie”, po czym na pierwszym poziomie kogoś zabiję, a potem już nigdy nikogo i na koniec gry mam to „dobre” w cudzysłowiu zakończenie, ale trofeum za brak zabójstw nie wpada, bo zabiłem jednego NPCta. Na pierwszym levelu. No i oczywiście, że tak było w też Dishonored xD

No dobra, bo zacząłem od dupy strony, więc idźmy po kolei: Dishonored ma szereg trofeów, które da się pominąć, a które wymagają pamiętania o nich podczas przechodzenia gry. Do tego są 2 zakończenia w zależności od pokojowego lub agresywnego trybu grania. Więc tak na dobrą sprawę trzeba grę przejść ze 3 razy.

Pierwsze przejście gry

U mnie to wyglądało tak, że za pierwszym razem przeszedłem tytuł bez zbytniego skupiania się na trofkach. Wiedziałem na pewno, że będzie to zakończenie w wersji pokojowej. Ale też tak jak powiedziałem wcześniej, nie zadbałem o to, żeby nikogo nie zabijać i wbić od razu też trofkę z tym związaną. Choć trochę tam na początku przesadziłem, bo o ile zabiłem z premedytacją 1 przeciwnika, tak jak się okazało w kolejnych levelach też ktoś kilka razy zginął, a to dlatego, że gdy się kogoś uśpi i zostawi na ziemi, to mogą go zabić szczury, ale do tego jeszcze tam potem wrócę.

Nie no szczerze siedzę i kminię jak to składnie opowiedzieć, ale chyba nie umiem xD Po prostu… chodźmy dalej xD

Podczas pierwszej rozgrywki wbiłem kilka pucharków, które właściwie nie wymagały wysiłku, czyli:
zebrałem 10 kościanych amuletów, co jest o tyle proste, że wszystkie leżą w jednym pokoju po tym, jak naznaczy nas odmieniec xD
– jako że grałem pokojowo, to ocaliłem wuja Callisty – Curnowa
opętałem szczura, by przejść sobie szczurzym tunelem
– każdego przeciwnika usypiałem, więc automatycznie też okradałem go z ekwipunku, co w nieświadomy sposób pozwoliło mi bardzo szybko wbić trofkę związaną z okradzeniem ludzi na łączną wartość 200 monet
– wycwaniłem się i zdobyłem kod do sejfu marszanda, ale obrabowałem go zanim przekazałem informacje o kodzie Slackjawowi, za co też jest trofka
– ze względu na pokojowy tryb grania ukończyłem cały etap gry bez zabijania kogokolwiek
i bardzo podobne trofeum dotyczące przejścia poziomu bez wykrycia przez strażników
– w etapie, gdzie trzeba uprowadzić Sokołowa, zrobiłem sobie wycieczkę na sam szczyt mostu Kaldwina, co również jest nagrodzone trofką (i swoją drogą wlazłem tam sam, bo oczywiście jak to ja muszę wejść wszędzie – fajnie, że jest za to też trofka :P)
– po ukończeniu misji z Mostem Kaldwina wpadła mi też trofka za dojście do tego momentu gry bez zabijania więcej niż 9 postaci
– Na etapie związanym z przyjęciem u Boylów dostałem jakiegoś szału i jak opętany używałem mocy, żeby mnie nikt nie zauważył i się szybko teleportowałem i jeszcze wstrzymałem czas, że poskutkowało to trofką za pokonanie 30 metrów w ciągu 1 sekundy xD No logiczne, jak się zatrzyma czas, to sekunda nie minie, a metry lecą xD
– Na samym przyjęciu o Boylów spędziłem sporo czasu na grzebaniu w sypialniach, by dowiedzieć się czegoś wartościowego i ukończyć etap bez zabijania oraz po cichu. No więc jak już namierzyłem która Pani ma zostać eksmitowana na zawsze z tego świata, śledziłem ją, zamknąłem drzwi jak rasowy asasyn, zapisałem grę i… zagrałem na pianinie?? xD Kurwa serio nie wiem co ja tu miałem w głowie XD Chyba niedużo, bo zaraz po tym ją ogłuszyłem i zostałem w środku domu pełnego ludzi z nieprzytomnym gospodarzem na rękach xD No to co mogłem zrobić – spanikowany zacząłem się rozglądać po suficie, czy się gdzieś mogę schować, ale nie było takiej opcji, więc włączyłem tryb sprint, zatrzymanie czasu i teleport xD Ale udało się, nikt mnie nie zauważył, więc w praktyce nie zepsułem przyjęcia, za co dostałem trofeum xD
– w międzyczasie zbierałem tak zwane blueprinty, czyli plany ulepszeń, które potem można kupić u naszego wynalazcy Pierro. Obok tych już dostępnych od samego początku do zakupu. Kupienie ich piętnastu odblokowało trofkę.
– Jako że ostatnim takim poziomem, gdzie mamy poszczególne cele do wyeliminowania, w sensie jesteśmy jakby żołnierzem wykonującym rozkazy, jest etap z powrotem do Tower, a ja wszystkich pozbywałem się bez zabijania, to wpadła też trofka za przejście gry stosując cytuję „niebezpośrednie metody eliminacji kluczowych celów” xD
– ale gra się nie kończy, zostajemy otruci, więc zmieniałem się w rybę. Tak to jest prawidłowy ciąg logiczny. Za który jest trofeum. Swoją drogą gram teraz w Mario i tam się w żabę zmieniłem, no widać inspiracje doprawdy
– Ok, ale wracając do życia wybrałem się po swój wyrzucony do ścieków ekwipunek, co jest ogólnie fajną misją patrząc na to, że jeśli wyeliminujemy bez zabijania Nadrewidenta Campbella, tzn. naznaczamy go piętnem heretyka, co spowoduje, że zostanie wygnany z zakazem pomagania mu przez mieszkańców Dunwall, to znajdziemy go wśród płaczków na dnie zbiornika, gdzie został wyrzucony nasz ekwipunek przez Dauda. Będzie też tam jego pamiętnik, w którym spisał co się z nim stało po wygnaniu i jak zachorował.
– Idąc dalej po fabule oczywiście jako dobry obywatel slash wzór do naśladowania – nie zabijamy naszego kumpla po fachu Dauda, co jest ogólnie fajną koncepcją, że gość, który wzbudza postrach samym swoim istnieniem, zostaje bezczelnie okradziony i nie jest tego świadomy. Tzn. będzie świadomy, jak już będzie za późno.
– Przy okazji zbieram też ostatnio obraz Sokołowa do kolekcji, które co ciekawe – wszystkie znalazłem bez poradników – po prostu eksplorując każdy kąt i piętro
– Po rozliczeniu się z Daudem, jeśli wykonywaliśmy misję dla Slackjawa lub Babuni Łach, drzwi do kanałów będą zamknięte i trzeba będzie dotrzeć do tej dwójki, która weszła w tym momencie w bezpośrednią konfrontację. I teraz tak – jest osobne trofeum za wykonanie wszystkich misji dla Slackjawa i osobne analogicznie dla Babuni. Tylko że ostatnia misja dla każdego z nich polega na zabiciu tego drugiego, więc nie da się ich zrobić w jednym przejściu gry. Teoretycznie. Ja zrobiłem sobie sejwa i najpierw zabiłem Slackjawa, co poskutkowało trofeum za ukończenie misji Babuni, a potem wczytałem grę i zabiłem Babunię – choć to jest chyba tak nie do końca zabójstwo, bo ona jest opętana i trzeba tam spalić jakąś jej statuetkę, żeby padła, więc chyba gra nie liczy tego jako zgonu i jest to chyba właściwa opcja, kiedy gra się pokojowo. A może nie, nie pamiętam xD No ale robienie platyny i tak się wiąże z przechodzeniem gry na różne sposoby, więc można też jedno z tych trofeów wbić przy kolejny przejściu gry, zgodny z wysokim lub niskim chaosem. Teoretycznie, bo jak się nie wykona żadnych misji dla tej dwójki, to nie trzeba będzie na tym etapie gry w ogóle iść do nich po klucz, co oszczędza trochę czasu. Aczkolwiek ja przy drugim przejściu gry i tak ponownie zbierałem wszystkie runy, żeby wbić trofki związane z mocami, więc i tak też ponownie zrobiłem te misje i ponownie musiałem się postawić po którejś ze stron, więc i tak by mi te trofki obie w końcu wpadły.

No i to jest generalnie koniec pierwszego przejścia, ale jako że ktoś tam u mnie zginął, to dostałem trofkę tylko za ukończenie gry z niskim poziomem chaosu. Zostały natomiast trofki za
– ukończenie gry z wysokim poziomem chaosu,
– przejście gry bez zabicia kogokolwiek
– przejście jej bez wykrycia przez kogokolwiek.
Jak widzicie, nie da się tego połączyć w drugim podejściu. Albo zabijamy albo nie zabijamy.

Wysoki chaos

Więc jedziemy. Albo nie, bo jeszcze ważna rzecz – zadziała się tutaj ciekawa sprawa. Skoro gram w grę po raz drugi i znam już wszystkie poziomy, wiem gdzie są runy, amulety i inne wartościowe przedmioty, to mogę się znacznie sprawniej poruszać. A potęguje to jeszcze kwestia, że teraz gram na wysoki chaos, więc nie muszę dbać nawet o brak alarmów. I to jest dla mnie game changer, bo są to totalnie inne odczucia związane z rozgrywką – wszystko jest szybsze, efektowniejsze, a nawet ciekawsze. I to jest ten przykład gry, gdzie zagranie w nią drugi raz jest na tyle bogatym doświadczeniem – nie ze względu na inną oś fabularną, ale rozgrywkę, że mogę się podpisać pod tym, że warto to zrobić.

Przy tym podejściu również zbierałem wszystkie runy , dlatego że będę potrzebował użyć kilku rozwiniętych mocy, jak zatrzymanie czasu, czy przejęcie kontroli nad ciałem przeciwnika, by wbić konkretne osiągnięcia. Pomimo też tego, że przy poprzednim przejściu zebrałem wszystkie plany na ulepszenia broni, to ponownie musiałem to zrobić pod trofkę związaną z zabiciem wroga każdym gadżetem ofensywnym 😉 W sumie mogłem to zrobić przy tamtym przejściu, bo i tak tam kogoś zabiłem i nie mogłem liczyć na trofkę za granie bez mordowania, no ale chyba o tym nie pomyślałem.

No więc pierwsze trofki, jakie wpadły na moje konto to te – a jakże – związane z zabójstwami. Zabicie 10 przeciwników po cichu, zabicie 5 wrogów z góry i zabicie po cichu… skrytobójcy – bo wiecie hehe ironia skrytobójca zabija skryto….

Ciekawa rzecz się zadziała w misji pobocznej, w której musiałem wykraść szczurze wnętrzności do zatrucia podrabianego eliksiru. Kiedy byłem w posiadłości, podsłuchałem jak strażnik rozmawia ze sprzątaczką… o ich ślubie. Grałem na wysoki chaos i z premedytacją zabijałem kogo się da, ale po usłyszeniu tej rozmowy… tą dwójkę tylko ogłuszyłem.

Kolejna trofka na drodze to ta z – również zabójstwem – tym razem celu głównego: Morgana Pendletona. Przy czym tutaj jest myk, że Pendletonów jest dwóch, do tego mogą być w różnych miejscach na mapie, a my mamy zabić tego konkretnego, za pomocą pary. Może się tak zdarzyć, że ten właściwy będzie już w saunie, gdzie wystarczy tylko napuścić gorącej pary, by go zabić, ale u mnie akurat przy obu podejściach w środku był tylko strażnik z yyy towarzyszką. No więc pierwsze co, to zszedłem do łaźni, zmieniłem się w rybę, po czym zabiłem użytkowników potrzebnej mi sauny. Następnie konieczne było zlokalizowanie właściwego z braci Pendletonów, ogłuszenie go i zaniesienie nieprzytomnego do sauny, by dokończyć dzieła.

Kolejne trofki miały miejsce zaraz po tej imprezie – w misji Most Caldwina. Otóż zaraz na jej starcie znajduje się grupa wrogów, którą można jeszcze powiększyć, ręcznie włączając alarm. Daje to okazję do trofki „Eskapista”, która polega na doprowadzeniu do sytuacji, że oklepać nam mordę chce 5 strażników naraz, ale my mamy tak dobre serce, że nikogo nie zabijamy, a uciekamy tak, że zrezygnują z szukania nas.

Druga trofka o nazwie „Sprzątacz” jest bardzo podobna, tylko musimy z niej wyłączyć dobre serce i gdy doprowadzimy do otwartego konfliktu z 5 strażnikami, to nikt nie może tego spotkania z nami przeżyć. Próbowałem ogólnie w tym miejscu jeszcze zebrać koło siebie szóstkę, by zabić ich w ciągu 1 sekundy granatem (co też jest nagradzane pucharkiem), bo na tym etapie nie posiadałem jeszcze zdolności zatrzymania czasu, ale zginąłem tyle razy przy próbowaniu (bo wiecie zrób to lub zgiń próbując hehe), że stwierdziłem, że to niewykonalne i poczekam, aż odblokuję tą moc. Dlatego też ciągle zbierałem runy, które wiedziałem, że są po drodze.

Następna trofka wpadła również na tym levelu, a było to zabicie wroga wykorzystując ścianę światła. W sumie pierwszy raz opętałem strażnika, żeby przejść przez tą ścianę, bo zawsze miałem na to lepsze sposoby, to akurat teraz musiałem go jeszcze zabić o tą ścianę xD no trudno xD Stwierdziłem też, że wbiję trofkę polegającą na popełnieniu przez oponentów 5 mimowolnych samobójstw, ale jak się okazuje, ściana światła, którą przeprogramowaliśmy, by zabijała strażników, jakoś nie działa, bo coś tam, więc odpuściłem to miejsce. Próbowałem to też zrobić na imprezie u Boyleów, gdzie również jest ściana światła, ale wtedy nie używałem klucza, by tą ścianę schakować, przy czym tam opętywałem gości na przyjęciu, a nie strażników – tym sposobem ściana zabijała opętaną osobę, było to samobójstwo, a nie moje celowe zabójstwo, jakbym tą ścianę przeprogramował (wiem, pokręcone, ale zdaje się, że gra ma taką właśnie logikę xD). I może zrobiłbym tą trofkę na tym przyjęciu, gdyby nie to, że przy opętaniu gości i ich śmierci strażnicy dosyć szybko orientują się co jest grane i rzucają się na nas w sporej liczbie – włącznie z typem, co ma akordeon zagłuszający nasze moce. Więc jak udało mi się trójkę tych gości zabić to był maks. A trzeba dodać, że gra działa w taki sposób, że ginąc musimy wczytać zapis, a że to wczytanie zapisu, to resetują się też wszystkie postępy dokonane od zapisania gry. Więc nie można wczytywać save’a, by sobie nabić odpowiednią liczbę zabójstw. Trza to zrobić na jednym podejściu lub po trochu.

Także trofkę z mimowolnym samobójstwami męczyłem najdłużej i wbiłem ją na raty. Jedyny i najbardziej sensowny sposób, jaki mi został, to zatrzymywanie czasu w momencie wystrzału z broni przez wroga, przejęcie nad nim kontroli i ustawienie się nim tak, by jego własna kula go trafiła. Miejscem, w którym próbowałem swoich sił, było Dunwall Tower – biegałem przez podwórko zgarniając ze sobą grupę wrogów i czekałem na strzały. Niestety było to cholernie trudne, bo dosyć że strzelali oni z różnych stron, a żeby sposób zadziałał musieli najlepiej stać na płaskim terenie, a nie np. schodach, by kula leciała równolegle do ziemi, to do tego część z nich atakowała mnie mieczem, a ja musiałem się skupiać na tych z pistoletami, by w odpowiednim momencie zatrzymać czas. No i jeszcze nad głową, a właściwie w moją głowę latały pierdolone rakiety. Nie pomagał też fakt, że miałem ograniczoną ilość fiolek z remedium Pierro, a zatrzymanie czasu, jak i opętanie są mocami, które zżerają najwięcej energii. Więc nawet jeśli przeżyłem, to dokonanie 5 tych samobójstw było praktycznie awykonalne w tym chaosie i z jeszcze kończącymi się eliksirami. Także próbowałem, próbowałem i próbowałem, aż stwierdziłem że zabiję tutaj ilu się da, skończą mi się fiolki i idę dalej, resztę wbiję później. Ale wbiłem chociaż przy okazji trofkę za zabicie 4 wrogów z kuszy w czasie poniżej 1 sekundy. Choć raz się pierdyknąłem i położyłem kilku wrogów kuszą… tylko że ze strzałkami usypiającymi xD Wbiłem też przy okazji trofkę za sprawienie, by 5 wrogów zostało zabitych za pomocą friendly fire, tzn. przez swoich sprzymierzeńców – sam już nie wiem czy dokonałem tego zatrzymując czas i wchodzą po ostrzał opętanym wrogiem, czy też wchodziły w grę np. rakiety tallboya, które wybuchając koło mnie zabijały też sojuszników. Po wejściu do Tower próbowałem jeszcze dokończyć wbijanie trofki z tymi samobójstwami, ale ganiałem się tylko jak dureń ze strażnikami i ginąłem, bo nie miałem praktycznie w ogóle fiolek. Ani z życiem, ani z maną.

Z takich prostszych trofek w międzyczasie to zabiłem tallboya mieczem; bez używania mocy, za pomocą zatrzymania czasu złapałem w locie lecący we mnie granat i odrzuciłem go w atakującego powodując jego rozczłonkowanie i zatrzymanie akcji serca, zabiłem Lorda Regenta (bo jest trofka za pozbycie się go siłą) i użyłem każdego gadżetu ofensywnego oraz każdej broni, by zabić chociaż jednego wroga – dlatego tak jak tam już wcześniej wspomniałem, zbierałem ponownie wszystkie blueprinty.

Później dotarłem to kolejnego miejsca, które nazwałbym „oazą pucharków”, czyli miejsca, w którym są sprzyjające okoliczności, by wbić trofki. Miejscem tym był pub, do którego wróciłem po zdradzie.

Jest tutaj sporo przeciwników, a ja uzupełniłem też zapas fiolek z maną i życiem od czasów tower, gdzie poszły mi wszystkie – no i jest też tutaj Pierro, od którego można kupić te cholerne fiolki. Więc miałem możliwość, by dokończyć zaliczanie mimowolnych samobójstw. A tą trofkę to mogli by nazwać mimowolne robienie mimowolnych samobójstw, bo to cholerstwo mi napsuło najwięcej krwi ze wszystkich pucharków i wcale nie miałem ochoty tego robić.

Ze względu na zapas fiolek, miałem też tutaj sposobność pobawić się w opętywanie wrogów i dokonać osiągnięcia polegającego na przebywaniu w ciągu 3 minut większości tego czasu w ciałach obcych osób. Na sam koniec nawet mega przyfarciłem i dosłownie zaraz po wbiciu trofki, idealnie 6 strażników ustawiło mi się w zwartej grupie, a że ja całkiem szybko łącze wątki, to od razu zatrzymałem czas, wyjąłem granat i dla bezpieczeństwa zacząłem jeszcze nawalać z kuszy, by mieć pewność, że wszyscy zginą w jednej chwili, a mi wpadnie trofka za właśnie zabicie całej tej szóstki osób w czasie poniżej jednej sekundy. Gdyby nie to miejsce, to sam nie wiem, gdzie bym to zrobił.

Także podczas tej rozgrywki zostało mi jeszcze wyłączenie 5 systemów ochronnych na wyspie Zimoskółki po czym wpadła na koniec jeszcze trofka za wysoki chaos.
Mogę tutaj jeszcze dodać, że jest fajnie odczuwalna różnica na ostatnim poziomie pomiędzy niskim, a wysokim chaosie. Samuel mi mówi, że nie jestem wcale lepszy od tych zdrajców i ich jeszcze powiadamia, że nadchodzę, bo nikt tu nie jest lepszy. Całe to ugrupowanie lojalistów jest pogrążone w chaosie i każdy ze sobą walczy, bo nikt nikomu już nie ufa. Jest to po prostu trafnie nazwane niskim i wysokim chaosem.

Pacyfistyczne przejście bez wykrycia i bez używania mocy

Po ukończeniu gry po raz drugi miałem już zaliczone wszystkie takie sytuacyjne osiągnięcia i na koniec zostały mi tylko trofea związane z przejściem gry w konkretny sposób, czyli
– totalnie po cichu
– totalnie bez zabijania kogokolwiek
– iiiii totalnie bez nabywania jakichkolwiek mocy, oprócz podstawowego mignięcia.

Tak się fajnie złożyło, że na jutubie znalazłem poradnik jak przejść grę dokładnie z tym zestawem trofek. Bo wiecie, przejście gry bez alarmu byłoby znacznie prostsze używając mocy, jak zatrzymanie czasu, czy opętanie wrogów. A ja nie mogłem nawet ulepszyć mignięcia, by móc się przenosić na większy dystans.

Granie w ten sposób, z taką kumulacją wyzwań jest dosyć nieoczywiste, szczególnie że gra też nie tłumaczy do końca zasad – czy np. można zabijać psy albo co z etapami pomiędzy poziomami, czyli dajmy na to początek gry, gdzie atakują nas skrytobójcy i zabijają królową. Dlatego mogę dać parę rad – psy, czy szczury nie liczą się do zabójstw. Etapy pomiędzy poziomami, w tym początek gry, nie liczą się ani do zabójstw, ani do przejścia gry bez zauważenia przez wrogów – niemniej jednak ja dla bezpieczeństwa i tak grałem po cichu oraz bez zabijania w tych etapach, czyli np. jak pod barem pierwszy raz spotykamy płaczków. Oprócz samego początku gry, bo tam po prostu trzeba walczyć. Chyba najważniejsza rada, to pomimo grania po cichu i bez wykrycia – nie ogłuszajcie wrogów. Grajcie tak, by ich tylko mijać. Wszystko dlatego, że ogłuszonego wroga może znaleźć inny strażnik, co będzie zaliczone jak wykrycie, albo jak go zostawimy na ziemi, to mogą go zeżreć szczury, a gra nam zaliczy to jako zabójstwo. Twórcy nie zadbali też o jakąkolwiek dostępną statystykę, która w tracie rozgrywki nam by potwierdziła, że nadal nikt nie został zabity lub zaalarmowany – dowiedzieć się tego możemy tylko na sam koniec poziomu, kiedy zobaczymy zaznaczone odpowiadające za to checkboxy. Dlatego jeśli już musicie kogoś ogłuszyć, to zostawcie ciało gdzieś wysoko, gdzie nie wejdą ani szczury, ani strażnicy…. W sumie na jedno wychodzi. Róbcie bardzo dużo save’ów, by można było łatwo zrestartować poziom i zbyt dużo nie stracić iiiiiii jazda.

Mi się grało przyjemnie, to było już trzecie podejście, więc mapę i rozkład przeciwników znałem bardzo dobrze. Nie musiałem też zbierać żadnych run, bo i tak nie mogłem używać mocy, a zadania poboczne mi też nie były do niczego potrzebne. Więc między innymi w zatopionej dzielnicy nie musiałem iść po utracony ekwipunek, bo i tak go nie używałem, a w kanałach kraty były otwarte, bo nie zrobiłem żadnej misji dla Slackjawa lub Babuni Łach. Więc sunąłem w cieniu jak rasowy asasyn, a misje zajmowały mi po 10-15 minut. Było to granie znowu w inny sposób – pomimo że już trzeci raz.

Miałem kilka trudniejszych momentów, gdzie przeciwnicy byli tak ustawieni, że naprawdę trzeba było się wysilić, by się koło nich przedostać bez używania mocy i tak, by nas nie zauważyli, ale wszystko było do zrobienia – najwyżej trza było wczytać kilka razy zapis. Miałem też jedną wtopę na pierwszym poziomie, tzn po etapie z ucieczką z więzienia, bo wtedy też kminiłem, czy w tym prologu na początku mogę atakować zabójców mieczem? Inaczej się tego przejść przecież nie dało, ale gdy uciekłem z więzienia, to pisało, że kogoś zabiłem. A wpadła mi trofka za ucieczkę z więzienia i przejście przez kanały niewykrytym, więc tego totalnie nie rozumiałem. No i kminiłem o co chodzi, bo jedynymi osobami, jakie zabiłem, to byli Ci zabójcy przed pałacem, ale oni w sumie nawet nie ginęli, tylko znikali, a tego się inaczej i tak nie dało przejść. No i wpadłem na coś totalnie irracjonalnego. Otóż w więzieniu, w miejscu, gdzie podkłada się bombę, by rozwalić ścianę, jest strażnik. A że ja to teraz pierwszorzędny asasyn, to typa ogłuszyłem i jak zawodowiec schowałem do zamykanego kontenera. Bo wiecie – immersja. Żeby go nikt nie znalazł. No i okazało się, że jak ta bomba na ścianie wybucha, to zabija też strażników, co się ich włoży do tego kontenera, bo on po prostu leży blisko tej rozwalanej ściany xDD Rozkminiałem to bardzo długo, ale to było to – przeszedłem ten poziom od nowa i tym razem normalnie mi zaznaczyło, że nikogo nie ukatrupiłem xD Ale co twórcy mieli w głowach, że ten kontener tam dali, to ja nawet nie xD

No i to tyle – na sam koniec gry powpadały mi hurtem pozostałem pucharki, tj. za przejście wszystkich misji pozostając niewykrytym, ze przejście wszystkich misji bez zabijania, a co za tym idzie – bez spowodowania pośredniej śmierci kogokolwiek, za dwa poprzednie, ale zrobione w jednym podejściu oraz za ukończenie gry bez nabywania żadnych mocy, ani ich ulepszeń, nie licząc mignięcia.

Parę słów na koniec

I podobało mi się – 3 podejścia, a każde z nich inne. Każde polegające na innym wyzwaniu i graniu w inny sposób. Do tego swoje robiła znajomość map, rozmieszczeń przeciwników, przedmiotów i opcji eliminacji. To jest jedna z tych platyn, które pomimo wielu wymagań, są ciekawe i robi się je z satysfakcją. Polecam.

Także na dzisiaj to już wszystko, więc… gry są… wróć.

RÓBCIE MNÓSTWO SAVEÓW

gry są sztuką

Cześć.

Igor Góralski

Założyciel marki "gry są sztuką". Twórca bloga, prowadzi kanał YouTube, profil Instagram, TikTok oraz Threads. Nałogowy zbieracz platyn. Wierny marce PlayStation.

Zostaw komentarz